niedziela, 16 lutego 2014

Northern Exposure

Przyjemnie jest odpłynąć oglądając Przystanek Alaska. To jeden ze sposobów na chandre, taka moja przystań filmowa. 
Często myślę sobie jakby to fajnie było wpaść do Cicely, by zaczerpnąć w płuca  arktycznego powietrza, ponieść się filmowo- szamańskim wizją Eda, pośmiać się ze sprzeczających się  Dr. Feischmana i Maggie. 
Z chęcią zjadłabym łosioburgera  zaserwowanego przez słodką Shelly i pogawędziła o nieznośnej lekkości bytu z ujmującym Chrisem. 
Pewnie wypiłabym niejedno piwo z Holingiem przysłuchując się opowieściom Maurice o NASA i poznała się z przechadzającym po miasteczku łosiem Morty.
 Jeszcze jest  przemiła właścicielka sklepu  Ruth i opanowana do granic możliwości Marilyn. 
Dobrze jest od czasu do czasu oderwać się od ziemi w tak doborowym towarzystwie. 
A gdyby móc ot tak wpadać do Roslyn Cafe, czy życie nie byłoby przyjemniejsze?
Cudowny film pełen humoru, ciepła, refleksji. Dla mnie metafizyczny, jedyny w swoim rodzaju.

poniedziałek, 3 lutego 2014

A w styczniu

A w styczniu...



Doczekać się nie możemy naszego chłopczyka, który, co rusz rozpycha się w mym brzuchu i daje wyrazne oznaki , że mu tam coraz ciaśniej. Jeszcze dwa miesiące naszej symbiozy, zaledwie dwa.
K. uwielbia rozmawiać ze swym bratem, ,,halo J. cesć ", dobrze się orientuje kto tam jest i bardzo radośnie reaguje na wieści o bracie. 
W zaskakujących momentach np. podczas rodzinnych zlotów, w przymierzalni w sklepie informuje wszystkich , kto tam pomieszkuje odkrywając mi brzuch. W dalszej kolejnosci płyną informacje o karmieniu piersią. Ech, nie ma lekko, na ekshibicjonizm mnie nie namówi.



Jedna z ulubionych zabaw to niańczenie małego bobaska o imieniu Oła ( Olaf mały kuzyn K.). Pod troskliwym okiem K. niczego mu nie brak.  Jeden jedyny ulubiony bobas przeczołgany przez masę eksperymentalnych zabiegów. Tragedia , gdy przepadnie. Mowa o lalce , kuzyn ma sie dobrze:)



W domu zabawy ruchowe na okrągło ,,mama gonić! " słychać zewsząd. Mama ma być koniem , tygrysem i chorym misiem , który potrzebuje pierwszej pomocy itp. Przy okazji nabijane są guzy i to zazwyczaj mama biegnie na ratunek. Mamy rozbrykanego zrebaka w domu. Czekamy na wiosnę i wybieg, by dać upust tej nieokrzesanej energii.


W styczniu, wogóle zimą dużo jemy, co rusz coś pichcimy,gotujemy i zajadamy ze smakiem.
Na tym polu zdecydowanie wygrywam ze swym wilczym apetytem ale mam na to alibi ;)
K. zazwyczaj miesza, dosypuje, wykrawa, wałkuje z róznym skutkiem ale nie o efekt przecież chodzi. Upodobania kulinarne utarte do granic.  Na pytanie z czym chcesz chleb zawsze pada odpowiedz miódz ! ( miód).


Mączne szaleństwo.



K. tworzy już zdania, powstają historie, często sobie coś wyobraża. Dochodzą pierwsze zabawy      ,,na niby".
Gestykulacja i ton jaki przybierają przemowy to istny kabaret. Uważny z niej obserwator naszych zachowań i gestów, cóż trzeba będzie wprowadzić słowny kontrol . Wszystko chłonie jak gąbka. Ostatnio nawet to brzydkie z k... , gdzieś łyknęła i w odpowiednim kontekście zastosowała.
Zdarza się,że w domu nam się czasem sypnie w przypływie emocji,a  kurcze jakoś słabo wypada ale pilnujemy języka w gębie.



Lubi nas angażować we wszystko,  co robi. Zwrot mama unka pupi (mama usiądz na pupie, pobaw się ze mną ) na okrągło.
Śmiesznych( jak dla kogo)  sytuacji nie ma końca. Jak choćby to, że nasze dziecko glośno informuje  otoczenie, że puścilo bąka. W sklepie, towarzystwie niekoniecznie nam znanym. Fascynację tym zjawiskiem podsycają inni rozbawieni do łez. Nie ma to jak widownia. Bjawo!


Nie pytajcie jak często przemierzałam ten tunel z obciązeniem nie byle jakim.



 Zabawek mamy niewiele ale przecież wyobraznia . Zastosowanie niektorych przedmiotow i ich wielofunkcyjnosć zadziwia. Małe szufladki to piec gdzie wypiekane są chlebki tzn. puzzle serwowane na foremkach do piskownicy wynoranych gdzieś z dna kartonu.





Jak zawsze dużo śpiewu i tańca przy ulubionych pioseneczkach. Stare poczciwe Fasolki nie schodzą z ust  K. ,  Pana Kleks też sie przewija i Kaczuchy, których nie znoszę.
Gdy niepogoda można usłyszeć autorskie  piosenki K. na przemian z fletem, który  o zgrozo uwielbia.


Od listopada czekałyśmy na śnieg, ale to styczeń łaskawie uraczył nas bielą. Niewiele ale zjazdy saneczkowe udane. Z górki nie byle jakiej, oczywiscie w towarzystwie z tatą, dziadkiem i wierna psiną. Wywrotna mama musiała nacieszyć się widokiem z okna.





Pierwszy świadomy śnieg z maleńkim bałwanem  i śniegiem w ustach.

Lutowe roztopy zrobiły swoje. Dzisiaj stracił marchewkowy nos.




Literacko styczeń upłynął nam z  Elką.