Listopadowa aura nas nieco uziemiła i większość czasu spędzaliśmy w domu, tęsknym okiem spogladając w okno. A właściwie to piszę tu o swoim malkontenctwie pogodowym;) , gdyż w przeciwieństwie do mnie nasza ruchliwa Iskra zawsze znajdzie sobie kąt do zabawy i powód do uśmiechu ,nic tylko uczyć sie od naszych małych pociech i nie psioczyć wciąż tyle.
Czapki najlepiej cudze, dobrze gdy za duże. Podobnie rzecz ma się z obuwiem.
Celebrujemy śniadania. Tu z jajem jako danie obowiązkowe . Co zjemy? Jaja! Zawsze ta sama odpowiedz.
Czasami pokusimy się o prace plastyczne. Pędzel okazuje się zbędnym narzędziem, kreatywne łapki to jest to!
Tu nasze stwory z masy solnej. Miś i kociak z rodzynkowym nosem, którego po chwili K. pożarła z chochlikiem w oczach.
Ćwiczenia na macie obowiązkowe, ja tylko kibicuje ;). Jej gibkość mnie onieśmiela i wprowadza w kompleksy :)
Bez obaw to żaden karny jeż. Pora drzemki, minimalizm wrodzony ;)
Janek, w języku K. wianek i koniecznie ,,mama jęcie janek "( zdjęcie z wiankiem). Mamy już sporą kolekcję ,,jankowych" zdjęć ;) Tu z przyśpiewką o ,,Pipijance",tak sobie wymyśliła:))) Dużo tego śpiewu ostatnio i tańców z pokrętną choreografią.
Nasza psina na medal, dzielnie znosi wszelkie wyczyny małej Elwirki. W kółko tylko ,,Czika oć, Czika ić, Nie pieś to moja misia ( miska z karmą)".
Halo, może mały odpoczynek? Nic z tego, dziecina do przodu gna .
To jedna z naszych spacerowych atrakcji i głośne odliczanie stada krów:) Ostatnio K. naliczyła ich osiem pięć. Osiem pięć to pozostalość po goraczce 38,5, widocznie zapadlo jej to głęboko w podświadomość. Niepokój w matczynym glosie przy odmierzaniu pewnie to tylko spotęgował.
Po całym dniu wrażeń wieczorne czytanki . Z tapety nie schodzą ostatnio ,,Zima na ulicy Czereśniowej" i ,,Misiowa piosenka". Tę ostatnią polecamy szczególnie. Cudowne ilustracje, sama opowieść, przyjemnie jest obcować z taką lekturą.
Nasz listopad tutaj . By wspominać :)